Oczywista oczywistość, niemniej jednak nie do końca. Każdy wie, że Holandia słynie z rowerów. Jest ich tutaj więcej niż ludzi. Jak pokazują nieodzowne statystki na jednego mieszkańca przypadają tutaj aż dwa rowery. Jest to jedyny na świecie kraj, w którym nieposiadanie auta nie jest niczym wstydliwym. Nieposiadanie roweru natomiast, to wstyd na całego ;).  No i coś wręcz nie do pomyślenia. To po pierwsze.

Fot. stock.xchng / peter hellebrand

Po drugie natomiast, jazda na tym urządzeniu nigdy (nie oszukujmy się) nie była wyczynem. Holendrzy zrobili z niej natomiast sport ekstremalny ;).  Pierwsze zderzenie Polaka przyjeżdżającego do Holandii to zderzenie właśnie z rowerem (dosłownie). Bo które z Was wychodząc na ulice od razu prawie nie stało się ofiarą „ataku” typowej Holenderki na rowerze, która wiezie na nim (bagatela) dwójkę dzieci do szkoły (bez kasków oczywiście), próbując utrzymać jednocześnie zakupy z Albert Hein’a (w ilości trzech ogromnych siatek), a do tego rozmawiając z kimś przez telefon komórkowy? Widok co najmniej zaskakujący, tutaj to jednak zupełnie normalne i naturalne.

A jak już wyliczamy, to dodamy jeszcze „po trzecie”. Które z Was wie. gdzie się zaczyna, a gdzie się kończy ścieżka rowerowa w Holandii? Tego nie wie nikt. Bo Holendrzy na rowerach jeżdżą dosłownie wszędzie, a co więcej, uwielbiają na rondach jeździć pod prąd.  Nie znamy zatem cudownej recepty na to, jak nie zostać rozjechanym przez tabun rowerzystów nie patrzących na nic dookoła siebie. Jedyne co polecamy, to iść do przodu z oczami szeroko otwartymi na wszystkie strony 😉 A może Wy macie jakieś pomysły? 🙂

AT