Loading...
You are here:  Home  >  Rozmaitości  >  Current Article

Prof. Z. Zielińska: Konstytucja 3 maja to przełom z wielu punktów widzenia

Przez   /   15 maja 2018  /   Brak komentarzy

Konstytucja 3 maja to przełom z wielu punktów widzenia. To przede wszystkim wyrugowanie z sejmu liberum veto i zniesienie instytucji konfederacji oraz wielka zmiana podmiotu polskiej demokracji: odebranie głosu politycznego szlachcie. Poza tym to również sama zmiana pojęcia narodu – mówi prof. Zofia Zielińska, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego.

Fot. FreeImages.com / wojciech wolak
Fot. FreeImages.com / wojciech wolak

PAP: Konstytucja 3 Maja jest drugą na świecie i pierwszą w Europie ustawą regulującą organizację władz państwowych, prawa i obowiązki obywateli. Jaka jest geneza powstania tego dokumentu? Kto jest autorem treści?

Prof. Zofia Zielińska: Przyjęcie przez Rzeczpospolitą nowych zasad ustrojowych stało się konieczne po tym, jak Sejm Czteroletni (1788–1792) już w pierwszych miesiącach swego działania zburzył podstawowe instytucje państwa narzucone przez Rosję na sejmie rozbiorowym lat 1773–1775, z Radą Nieustającą na czele. Wybicie się na suwerenność, które sejmujący z tym łączyli, wymagało wypracowania nowych podstaw ustrojowych. Przygotował je przywódca opozycji, Ignacy Potocki, i przedstawił sejmowi w sierpniu 1790 r. Projekt okazał się nader słaby, za to niezwykle obszerny. Rychło przekonano się, że sejm tej kolubryny nie przyjmie.

Tymczasem w listopadzie 1790 r. nastąpiły sejmiki, wybierające drugi komplet posłów. Wybory te wygrał król Stanisław August, odzyskując dzięki nim większość w sejmie utraconą na rzecz opozycji w początkach obrad. I wtedy nastąpiła rzecz, która budzi zawsze mój wielki szacunek dla Ignacego Potockiego: potrafił on, utraciwszy większość, przybyć do bardzo przezeń nielubianego Stanisława Augusta i poprosić go, by teraz monarcha – przywódca sejmowej większości – podjął się ułożenia konstytucji. Ta prośba oznaczała też pojednanie obu polityków – w ten sposób ze współdziałania reformatorskiej części dawnej opozycji z Ignacym Potockim na czele oraz stronnictwa królewskiego (z którego odpadli już wcześniej przeciwnicy reform) powstało stronnictwo konstytucyjne.

Z zadaniem wypracowania tekstu o podstawach ustroju politycznego, społecznego i gospodarczego Stanisław August uporał się w ciągu kilku tygodni. Jego projekt konstytucji dzięki temu już w połowie stycznia 1791 r. stał się podstawą dyskusji w bardzo wąskim gronie: obok króla, zwolennika rozwiązań bardziej monarchistycznych (czyli z silną władzą instytucji wykonawczych) oraz Ignacego Potockiego, zwolennika republikanizmu (silny sejm i sejmiki, niewielkie prerogatywy monarchy), w gronie tym uczestniczyli księża: Hugo Kołłątaj oraz Scipione Piattoli. Piattoli, sekretarz króla, cieszący się też zaufaniem Ignacego Potockiego, był pośrednikiem między obu politykami, a do pewnego stopnia także redaktorem ich pomysłów.

Fot. FreeImages.com / Bartek Ambrozik
Fot. FreeImages.com / Bartek Ambrozik

Nieporównanie ważniejszy był autorski udział Kołłątaja, sekretarza marszałka sejmu, Stanisława Małachowskiego. Kołłątaj, znany reformator Akademii Krakowskiej, od początku sejmu dał się również poznać jako niestrudzony autor projektów ustawodawczych, rzecznik praw dla mieszczan i polepszenia sytuacji chłopów. W poufnych dyskusjach nad ostatecznym kształtem korekt, jakie wprowadzono do projektu króla, Kołłątaj skupiał się przede wszystkim na kwestiach społecznych. Gdy w marcu 1791 r. zakończono dyskusje w tym wąskim gronie autorów, zaczęto wtajemniczać w istniejący projekt szersze grono osób. Nim 3 maja 1791 r. wprowadzono projekt do sejmu, w trybie przyśpieszonym, w nocy z 2 na 3 maja ponad 100 posłów i senatorów podpisało „Asekurację” – deklarację, w której zobowiązywali się bronić projektu przed spodziewaną opozycją.

PAP: Jaki przełom przyniosło w Rzeczypospolitej wprowadzenie tej ustawy?

Prof. Zofia Zielińska: To przełom z wielu punktów widzenia. Przede wszystkim było to usunięcie „zadawnionych wad”, które, jak we wstępie Konstytucji piszą autorzy, „poznaliśmy długim doświadczeniem”. Myślę tu przede wszystkim o wyrugowaniu z sejmu liberum veto i zniesieniu instytucji konfederacji (stanu wyjątkowego) oraz o równie przełomowej zmianie podmiotu polskiej demokracji.

PAP: Jakie dalsze zmiany ustrojowe wprowadziła Konstytucja?

Prof. Zofia Zielińska: W punkcie dotyczącym władz wykonawczych jest wzruszający fragment, iż „doświadczenie nauczyło [nas], że zaniedbanie tej części rządu nieszczęściami napełniło Polskę”. Zwrot ten dowodzi, że w końcu XVIII w. wreszcie zniknęła wręcz obsesyjna obawa przed władzą wykonawczą, przed królem, który miał jakoby z natury dążyć do zguby wolności, czyli do absolutyzmu. Z tych podejrzeń wypływały zabezpieczenia ustrojowe przed monarchą (z liberum veto na czele) i stałe dążenie do osłabiania władzy królewskiej.

Fot. FreeImages.com / Damian Damian
Fot. FreeImages.com / Damian Damian

Cała ideologia veta miała na celu obronę wolności przed królem. Po wielkim dziele Stanisława Konarskiego „O skutecznym rad sposobie” zrozumiano, że veto nie broniło wolności, tylko ułatwiało jej wrogom zrywanie sejmów, ale dopiero w Konstytucji 3 maja definitywnie je zniesiono. Poza tym sejm wzmocniono i w inny sposób – uznano go za reprezentację całego narodu, która ma prawo podejmować ostateczne decyzje. Przeciwnicy konkretnego projektu, aprobowanego przez większość sejmową, nie mogli już tłumaczyć się, że ich instrukcja poselska na ten projekt nie pozwala, ani zgłaszać, że chcą go przedstawić braciom w swym powiecie, zanim stanie się ustawą.

PAP: Czy Konstytucja wzmacniała władzę króla?

Prof. Zofia Zielińska: Jak już wspomniałam, jedną z polskich słabości stanowiła obawa przed silną władzą wykonawczą. Nawet w początkowej fazie Sejmu Wielkiego planowano jeszcze, że władza wykonawcza będzie tylko „dozorcza”, tzn. będzie ostrzegała sejm przed niebezpieczeństwami, ale sama niewiele będzie mogła nakazywać.

To „republikańskie” myślenie uległo zmianie – w Konstytucji 3 maja obok sprawnego sejmu mamy realne wzmocnienie władzy wykonawczej, tzn. króla ze Strażą Praw, bo tak nazwano rząd.

Król zyskał pozycję silnego zwierzchnika rządu; ministrowie wchodzący w skład Straży (wybrani do niej przez króla) mieli prawo przedstawiać monarsze opinie, ale decyzję w imieniu rządu podejmował władca niezależnie od tych opinii. Decyzje rządu miały moc nakazu dla ministerstw, czyli tzw. komisji wielkich (wojska, skarbu, policji i edukacji).

Znaczącym wzmocnieniem władzy monarchy była jego inicjatywa ustawodawcza. Król miał pierwszeństwo tej inicjatywy we wszystkich ważnych dla państwa sprawach bieżących. Czyli projekty potrzebnych Rzeczypospolitej ustaw zgłaszał człowiek najlepiej znający i rozumiejący potrzeby państwa.

Fot. FreeImages.com / Jurek Gburek
Fot. FreeImages.com / Jurek Gburek

PAP: Konstytucja regulowała również kwestie dziedziczności tronu.

Prof. Zofia Zielińska: Dziedziczności czy elekcyjności tronu dotyczyła wielka dyskusja, jaka toczyła się podczas Sejmu Czteroletniego. Rozpoczęła się ona pod koniec 1789 r. i trwała przez cały następny rok. W sporach tych elekcyjność tronu uznano nie bez racji za jedno ze źródeł słabości państwa, koronę dziedziczną zaś – za panaceum na jego największe dolegliwości.

Naprawdę chodziło o to, aby przekazać polski tron jednej z liczących się dynastii europejskich i w ten sposób kraj, z którego nowy król miał pochodzić, uczynić sprzymierzeńcem Rzeczypospolitej. Koronę traktowano jako cenny klejnot, za pomocą którego chciano zapobiec izolacji państwa polskiego. W Konstytucji 3 maja mówi się, że tron polski będzie elekcyjnym przez familie. Był to wybieg słowny – oznaczał, że wybieramy jedną dynastię i to ona ma rządzić prawem następstwa. Dopiero gdyby wygasła, wybrano by inną „familię”.

Formalnie tron polski zaoferowano w Ustawie Rządowej 3 maja dynastii saskiej (Wettynom) – elektor saski miał być następcą Stanisława Augusta, po nim miał dziedziczyć jego syn. Wiadomo było jednak, że elektor nie ma i nie będzie już mieć syna, wobec tego ustawodawcy w dalszym ciągu artykułu o tronie stwierdzali, że gdyby Fryderyk August nie miał syna, to córka Wettyna, elektorówna Maria Augusta Nepomucena będzie polską infantką. Dynastię panującą miał zatem rozpocząć jej mąż. Nie wymieniano go, nie wskazano więc dynastii. Sprawa pozostawała otwarta. A wyglądała tym bardziej dramatycznie, że wymieniony w konstytucji elektor saski nie zgodził się na wybór do tronu polskiego. Bał się Rosji. W Europie zdawano sobie sprawę, że Polska jest de facto protektoratem rosyjskim, przewidywano, że Rosja, skończywszy wojnę z Turcją, na pewno zechce unicestwić reformatorskie dzieło Sejmu Czteroletniego. Elektor saski nie odrzucił oferty polskiej wprost, ale zgadzał się przyjąć polską koronę pod warunkiem rosyjskiej na to zgody. Czekał.

Fot. FreeImages.com / PawelCzech
Fot. FreeImages.com / PawelCzech

Fakt, że nie wskazano dynastii do tronu, pokazuje słabość Konstytucji – wynikała ona ze słabości pozycji Polski na arenie międzynarodowej.

PAP: Jakie zmiany społeczne przyniosła Konstytucja?

Prof. Zofia Zielińska: Jest to zmiana, którą wyżej określiłam jako zmianę podmiotu demokracji. Nastąpiło dopuszczenie mieszczan do współudziału w rządach państwa. Wprawdzie nie otrzymali oni osobnej izby sejmowej, ale mogli wysyłać do sejmu ablegatów, czyli przedstawicieli, praktycznie ze wszystkich większych miast polskich. Ci ablegaci mieli głos poprzez komisje wielkie w sprawach handlu, gospodarki i sądownictwa dotyczącego miast (asesorii). W ten sposób mieszczanie uzyskali wpływ na ustawodawstwo.

Ustawa o miastach królewskich (przyjęta w kwietniu 1791 r. i włączona do Konstytucji 3 maja), która nadawała mieszczanom przedstawione wyżej uprawnienia, niewątpliwie rozszerzyłaby się na miasta prywatne. Obok wpływu na uchwalanie ustaw dano mieszczanom takie prerogatywy, jakie miał stan szlachecki – nietykalność osobistą i majątkową (nie wolno było odebrać majątku czy wolności bez prawomocnego wyroku sądowego), dostęp do niemal wszystkim państwowych urzędów, pełny, realny samorząd w miastach, uwolnionych odtąd spod władzy starostów.

Konstytucja wprowadziła jeszcze jedną zmianę społeczną związaną z podmiotem demokracji. Było to odebranie głosu politycznego szlachcie nieposiadającej, która stanowiła wówczas klientelę magnacką. Podmiotem rzeczywistym i faktycznym zapleczem władzy królewskiej stała się średnia szlachta, nad której wyniesieniem Stanisław August, wzorem swojego wuja, Michała Czartoryskiego, kanclerza litewskiego, pracował całe życie.

Fot. FreeImages.com / Michal Zacharzewski
Fot. FreeImages.com / Michal Zacharzewski

PAP: Czy Konstytucja wprowadzała zatem zmianę rozumienia pojęcia narodu?

Prof. Zofia Zielińska: Tak, była to trzecia wielka zmiana społeczna, jaką wprowadziła. W Konstytucji mamy najpierw artykuł o ludzie rolniczym, który stanowi najdzielniejszą, czyli największą, najbardziej znaczącą część w narodzie. Mamy również ostatni artykuł mówiący o wojsku, sile zbrojnej narodu, gdzie padają słowa, że „wszyscy przeto obywatele są obrońcami całości i swobód narodowych”. Także chłopi są tutaj traktowani jako część tego narodu.

PAP: Konstytucja nie przyniosła jednak ich uwłaszczenia…

Prof. Zofia Zielińska: Chłopi nie dostali dużo, o uwłaszczeniu jeszcze wówczas nie mogło być mowy. Włościanom dano szansę na dobrowolne umowy z właścicielami w sprawie zakresu świadczeń (raz zawarta umowa musiała być dotrzymywana przez obie strony), a także wolność osobistą dla tych chłopów, którzy powracali z emigracji. Chłopi zostali wzięci „pod opiekę prawa i rządu krajowego”, a więc mieli możliwość odwołać się w razie niedotrzymywania umowy przez pana – do sądu.

Zasadnicza konstytucja zmieniająca sytuację ludu wiejskiego była dopiero przygotowywana i miała pójść dalej. Konstytucja 3 Maja, jak wiemy, nie kończyła Sejmu, który trwał jeszcze ponad rok, a trwałby zapewne jeszcze dłużej, gdyby nie interwencja rosyjska.

Sprawa ulżenia doli chłopów to duży dylemat w Rzeczypospolitej. Trzon świadomych obywateli stanowiła szlachta, dla której chłopi i ich obowiązki byli bogactwem. Jeśli dalibyśmy chłopom wolność osobistą i jeśli, co więcej, dalibyśmy im lepsze prawo do ziemi (ale na pewno nie prawną jej własność), to wówczas szlachta traci.

Jak nie zrazić szlachty i jak nie zubożyć jej nadmiernie, nie zdeprecjonować jako siły politycznej, równocześnie polepszając położenie włościan?. Był to nie tylko dylemat ludzi Sejmu Czteroletniego, ale całego XIX wieku, dlatego to zaborcy przeprowadzali uwłaszczenie kosztem szlachty.

Fot. FreeImages.com / creative daw
Fot. FreeImages.com / creative daw

PAP: Czy przy okazji zmian ustrojowych i społecznych próbowano zreformować także wojsko?

Prof. Zofia Zielińska: W czasie Sejmu Czteroletniego nastąpiło wydarzenie, które się rzadko pojawia w historii. Na wiosnę 1789 r. sejmujący Polacy nałożyli sami na siebie duży podatek; miał służyć utrzymaniu 100-tysięcznej armii, którą uchwalono w październiku 1788 r. Sami wiemy dzisiaj, jak nikt z nas nie lubi płacić podatków, a tutaj nałożono sobie dobrowolnie wysoki, 10-procentowy, podatek od dochodów dla ratowania ojczyzny.

Inna rzecz, że nie wszyscy rzetelnie składali zeznania podatkowe, i podatek ten przyniósł w praktyce wpływy niższe, niż zakładano. Nie wystarczał na 100-tysięczną armię. W 1792 r., gdy przyszło do wojny z Rosją, wystawiliśmy niemalże 60 tys. wojska. W kraju, który dopiero trzy lata wcześniej podjął tę wielką reformę, to znaczące osiągnięcie, mimo że ani umiejętności, ani stan uzbrojenia tej armii nie wystarczyły na pokonanie Rosjan.

PAP: Często mówi się, że Konstytucja 3 maja została wprowadzona poprzez zamach stanu. Czy faktycznie tak było?

Prof. Zofia Zielińska: 3 maja przywódcy sejmowi przyspieszyli wprowadzenie gotowego projektu Konstytucji do sejmu, bojąc się, że gdy reszta opozycji sejmowej wróci z przerwy wielkanocnej, opór przeciwko jej przyjęciu będzie zbyt wielki.

Jednak niezależnie od charakteru zamachu, który wydarzył się 3 maja 1791, 14 lutego 1792 r. odbyły się w całej Polsce sejmiki; przeprowadzono na nich referendum 3-majowe. Dziewięć miesięcy po „zamachu” cały naród zaakceptował Konstytucję. Z wyjątkiem jednego sejmiku, wołyńskiego, wszystkie pozostałe przyjęły Konstytucję, dziękując za nią i zaprzysięgając ją. Zatem ten, kto mówi o zamachu stanu, a więc kwestionuje legalność Ustawy Rządowej, tak jak rosyjska deklaracja towarzysząca wkroczeniu wojsk rosyjskich do Polski w maju 1792 r., rozmija się z prawdą.

PAP: Czy w treści Konstytucji można zauważyć pewne paradoksy?

Fot. FreeImages.com / Michal Zacharzewski
Fot. FreeImages.com / Michal Zacharzewski

Prof. Zofia Zielińska: Jeśli zastanawiamy się nad wewnętrznymi sprzecznościami tej Konstytucji, to o najważniejszej już wspominałam – tej dotyczącej dynastii, a raczej braku jej wskazania. Nie było również przesądzoną sprawą to, jak będzie wyglądać prerogatywa nominacyjna króla – czy będzie miał prawo nadawać godności i urzędy wojewodów, kasztelanów, słowem: czy będzie mógł mianować senatorów, czy też nie. Niedopowiedzenie tego w samej Ustawie Rządowej to jeden z przykładów republikańskich korekt, wprowadzonych do królewskiego projektu przez Ignacego Potockiego. W ustawie dopełniającej Konstytucję (prawo o sejmach) przyznano jednak tę prerogatywę dożywotnio Stanisławowi Augustowi, kwestionując ją wobec następcy. Oczywiście nie miało to żadnego znaczenia, bo dopiero negocjacje z następcą i warunki, w jakich przyjąłby tron, by to przesądziły.

W samej treści Konstytucji są przede wszystkim przemilczenia. Są fragmenty, w których mówi się, że dana sprawa zostanie uregulowana bardziej szczegółowo poniższymi ustawami, czyli tymi, które dopiero zostaną przyjęte.

Jest też mowa o dochodach królewskich, ale nie dopowiedziano, jak one będą szczegółowo wyglądały, na czym będą się opierały.

Najważniejszym chyba przemilczeniem była sprawa unii polsko-litewskiej, ponieważ była to kwestia dosyć delikatna. Stanisław August był zwolennikiem unifikacji państwa, ta unifikacja de facto zaszła już bardzo daleko, wolano nie przypominać o odrębności pewnych instytucji – osobnych dla Korony i Litwy.

Fot. FreeImages.com / PawelCzech
Fot. FreeImages.com / PawelCzech

Konstytucja jako ustawa zasadnicza była bardzo krótka, nakreślała najogólniejsze ramy ustroju politycznego, społecznego, gospodarczego, ale nie przesądzała o tym, jak w przyszłości będzie to w szczegółach działało. Rok, jaki upłynął między 3 maja 1791 a rosyjską interwencją w maju 1792 r., sejm spędził pracowicie, m.in. na uchwalaniu ustaw szczegółowych, dopełniających Konstytucję.

PAP: Wspomniała pani profesor o kwestii unii polsko-litewskiej. Na czym polegał ten problem?

Prof. Zofia Zielińska: Realna unifikacja obu części Rzeczypospolitej była posunięta bardzo daleko. Na temat oddzielności czy dualizmu państwowego w Konstytucji nie ma mowy, niewątpliwie po to, żeby nie budzić sporów. Jak wiadomo, taki spór wynikł w październiku 1791 r. i dotyczył tego, czy będzie jedna Komisja Skarbowa dla całego państwa, czy będą dwie takie komisje – jedna dla Korony, a druga dla Litwy.

Konflikt ostatecznie załagodzono, przyjmując parytet uczestników pochodzących z Wielkiego Księstwa Litewskiego i Korony w jednej Komisji (ustawa „Zaręczenie wzajemne obojga narodów” z 20 października 1791 r.). Formalny parytet nie przesądzał o faktycznym dualizmie państwa, choć tak interpretuje to w tej chwili historiografia litewska. De facto o tym, że państwa, które połączyły się realnie w 1569 r., zostały niemal w pełni zunifikowane, świadczyło chociażby to, że Litwa (w pierwszej połowie października 1791 r.) przyjęła system podatkowy koronny, a prace nad systemem prawnym, nad tzw. kodeksem Stanisława Augusta, miały również doprowadzić do unifikacji prawa obu części składowych państwa, i to bez trzymania się zapisów statutu litewskiego, który nie uwzględniał humanitarnych tendencji XVIII-wiecznej myśli prawniczej.

PAP: Czy jeszcze jakieś inne kwestie budziły kontrowersje?

Fot. FreeImages.com / Damian Damian
Fot. FreeImages.com / Damian Damian

Prof. Zofia Zielińska: Sporną kwestią była sprawa masowych nobilitacji – czy było to sensowne i zmierzało tylnymi drzwiami do ujednolicenia stanu obywatelskiego, czy raczej należało patrzeć na owe nobilitacje nieufnie, jako na drogę do pozbawienia mieszczan najaktywniejszych jednostek.

PAP: Celem Konstytucji miało być ratowanie Rzeczypospolitej. Na ile taka próba ratunku, dokonana już po I rozbiorze, była realna w ówczesnych warunkach politycznych?

Prof. Zofia Zielińska: Jak wiemy z doświadczenia, nie okazała się realna. Bardzo modne od jakiegoś czasu jest mówienie, że gdyby Konstytucji 3 maja nie było, gdyby nie było działalności Sejmu Czteroletniego z wielką próbą naprawy Rzeczypospolitej, może nie doszłoby do II rozbioru. Może, chociaż nie ma na to żadnego dowodu, żadnej gwarancji.

Moim zdaniem są dwie generalne przyczyny rozbioru – próba Polaków wydobycie się na niepodległość, czyli uwolnienie się spod rosyjskiego jarzma poprzedzona reformami, oraz marzenia zaborców o obłowieniu się kosztem Polski. Zazwyczaj podkreśla się zaborcze propozycje Prus i ich marzenia o rozbiorze Polski, o przyroście terytorium jej kosztem. To prawda, Prusy takie intencje miały.

Jednak o losie Polski nie decydowały Prusy, tylko Rosja, i to już od czasów wielkiej wojny północnej, od 1709 r., kiedy po bitwie pod Połtawą car Piotr stał się de facto panem Polski.

PAP: Czy zatem w głównej mierze to Rosja odpowiada za rozbiory?

Prof. Zofia Zielińska: Gdyby dążenia aneksjonistyczne w Rosji nie wygórowały, to nie byłoby rozbiorów. Za konfederację barską, za próby reform Stanisława Augusta w początkach panowania, nie musieliśmy płacić utratą 1/3 terytorium. To był wynik chęci obłowienia się ze strony rosyjskiej elity. Rosyjskie apetyty aneksyjne, które z czasem przekształciły się w tendencję rozbiorową, znamy już z I połowy XVIII w. (najpóźniej z 1745 r.).

Te apetyty nie zostały w 1772 r. zaspokojone. Już cztery lata po I rozbiorze Grigorij Potiomkin, ówczesny faworyt Katarzyny, pytał ambasadora rosyjskiego w Polsce, Ottona Magnusa von Stackelberga, jak można by było dokonać dalszych aneksji – myślał o Ukrainie dla siebie – mimo że w traktacie polsko-rosyjskim z sejmu rozbiorowego (1773–1775) Rosja stwierdziła, że wobec Polski nie ma więcej pretensji terytorialnych.

Fot. FreeImages.com / Leszek Soltys
Fot. FreeImages.com / Leszek Soltys

Przed II rozbiorem nie tylko Potiomkin (zmarły w październiku 1791 r.), lecz i znaczna większość rosyjskiej elity dyszała nadzieją obłowienia się na Polsce. Gdybyśmy nie dopuścili się „zbrodni”, jaką była próba zreformowania własnego państwa na Sejmie Czteroletnim, moglibyśmy zginąć rozszarpani przez rozbiorców bez przekonania, że sami potrafimy naprawić państwo.

PAP: Czyli ta chęć ratowania Polski jest ważnym elementem w postrzeganiu samych siebie?

Prof. Zofia Zielińska: To jest prawdopodobnie najważniejszy skutek Ustawy Rządowej 3 maja i dzieła Sejmu Czteroletniego. Wprawdzie wojskowo nie byliśmy w stanie utrzymać tych ustaw i przegraliśmy wojnę 1792 r., ale przekonaliśmy samych siebie, że stać nas na to, żeby naprawić własne państwo, korzystając przy tym z tworzywa, jakie przekazała polska tradycja polityczna. Sami podnieśliśmy się z upadku, i to jest nawet z dumą napisane w preambule do Konstytucji 3 maja.

Jest tam fragment, który cytujemy przy różnych okazjach. Brzmi on bardzo pięknie: „Uznając, iż los nas wszystkich od ugruntowania i wydoskonalenia konstytucji narodowej jedynie zawisł, długim doświadczeniem poznawszy zadawnione rządu naszego wady, a chcąc korzystać z pory, w jakiej się Europa znajduje, i z tej dogorywającej chwili, która nas samym sobie wróciła, wolni od hańbiących obcej przemocy nakazów, ceniąc drożej nad życie, nad szczęśliwość osobistą – egzystencyją polityczną, niepodległość zewnętrzną i wolność wewnętrzną narodu, którego los w ręce nasze jest powierzony, chcąc oraz na błogosławieństwo, na wdzięczność współczesnych i przyszłych pokoleń zasłużyć […]”. Ten tekst pokazuje, że przywódcy Sejmu Wielkiego mieli głębokie poczucie epokowości, przełomowości chwili, tego, że pokonują własne uprzedzenia polityczne, własną niemoc, bo przez cały XVIII w. nie zdołano dokonać reformy Rzeczypospolitej. Byli przekonani, że dokonują dzieła wielkiego, zbawczego dla kraju, że budują ustrój mogący sprawnie działać.

Fot. FreeImages.com /  Dariusz Rompa
Fot. FreeImages.com / Dariusz Rompa

To przekonanie przetrwało mimo przegranej wojny, bo ten ustrój, jak wykazał rok po nadaniu Konstytucji, był przystosowany do działania. Bardzo wzrósł prestiż Polski na zewnątrz. Konstytucja budziła szacunek w Europie. Okazywała się realna, a nie idealna. Przede wszystkim jednak przekonała nas samych, że potrafimy mimo przeszkód, „które w nas namiętności sprawować mogą”, przyjąć Konstytucję tak odmienną od „zadawnionych” wad.

Polska została podbita i przeprowadzono II rozbiór, a Konstytucja realnie nie weszła w życie, jednak w sensie psychologicznym przekonała Polaków o wartości własnej spuścizny politycznej i w bardzo silny sposób przyczyniła się do utrwalenia woli walki o odzyskanie własnego państwa. Było o co walczyć.

Gdybyśmy nie podnieśli ręki na rosyjskie panowanie i nie podjęli reform lat 1788–1792, być może przetrwalibyśmy i doczekali czasów Napoleona. Ale mogło być inaczej: rozebrano by nas pod jakimś pretekstem, zanim odzyskaliśmy szacunek dla siebie. Czy wtedy, z poczuciem hańby, mielibyśmy taką wolę odbudowy państwa, jaką przejawiliśmy w wieku XIX?

PAP: Jaką rolę w pamięci zbiorowej pełni Konstytucja 3 maja?

Prof. Zofia Zielińska: Mimo że w stosunku do polskiego prawodawstwa, polskiego ustroju, Konstytucja była wielkim osiągnięciem, bardzo rychło jej ustalenia zdewaluowały się, ponieważ przyszła konstytucja francuska znosząca ustrój stanowy, przynosząca równość wobec prawa. W czasie Księstwa Warszawskiego, kiedy Napoleon w 1807 r. narzucił Polsce konstytucję, to Konstytucja 3 maja nie mogła już wchodzić w grę. W konstytucji napoleońskiej jest zapis, że „znosi się niewola, wszyscy obywatele są równi w obliczu prawa”. Do tego ustawodawcy z 1791 r. jeszcze nie dorośli i dlatego w przyśpieszeniu, jakie przyniosła rewolucja francuska, na jej osiągnięciach społecznych się wzorowano.

Fot. FreeImages.com /  Dariusz Rompa
Fot. FreeImages.com / Dariusz Rompa

Konstytucja 3 maja pozostała natomiast dla Polaków wzorem działań politycznych i mitem polskiego poczucia narodowego, mitem, który przypominał, że musimy odzyskać własne państwo, że jesteśmy go warci. Były obchody rocznicowe, pamiętano o Ustawie Rządowej 3 Maja w XIX w., w czasie powstań. W stulecie jej uchwalenia, w 1891 r., istniały już publikacje naukowe i popularne związane z Konstytucją. Były też obchody rocznicowe na początku XX w.

W Polsce międzywojennej istniał spór o to, czy święto narodowe winno przypadać 3 maja, czy 11 listopada (spór między narodową demokracją a obozem Piłsudskiego). W efekcie były w praktyce dwa święta narodowe, obchodzone przez całe społeczeństwo, nie było przecież racji, dla których piłsudczycy, optujący za świętem narodowym w rocznicę odzyskania niepodległości, nie mieliby świętować również 3 maja.

Nawet po II wojnie światowej, w 1946 r., mieliśmy słynne obchody 3 maja w Krakowie, w czasie których aresztowano wiele osób. To świadczy o tym, że Konstytucja była wciąż żywa w pamięci jako jedno z wielkich osiągnięć Polski.

To wszystko jest jednak w sferze idei. Mity narodowe są bardzo ważnym czynnikiem myślenia społecznego i odgrywają ogromną rolę w motywacjach ludzi. Natomiast w sferze realnej konkretne rozwiązania Konstytucji 3 maja zdezaktualizowały się bardzo szybko ze względu na przełom, jaki przyniosła rewolucja francuska.

Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *